Wstałam podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Nic. Krzyczałam ale na nic to się nie zdało. W końcu dałam sobie spokój, szafa jak i także inne przedmioty zostały zamknięte na klucz. Usłyszałam metaliczny dźwięk przekręcanego kluczyka. Ukryłam się za drzwiami i czekałam. Otworzyły się drzwi, a w nich stanął mężczyzna. Wzięłam wazon w obie ręce i walnęłam go w głowę. Potoczył się, a ja korzystając z sytuacji, wybiegłam z pokoju. Nie wiedząc gdzie jestem biegłam ile sił w nogach od czasu do czasu oglądając się za siebie. Mężczyzny za mną nie było. Próbowałam otworzyć okno ale było zamknięte. Słysząc kroki odwróciłam się i ryzykując, że w pokoju ktoś może być otworzyłam je i wpadłam do środka. Nikogo nie było. Za drzwiami słyszałam masę kroków. Podeszłam do okna. Otwarte.
-Masz ją znaleźć. Ma się stąd nie ruszyć dopóki jej na to nie pozwolę rozumiesz?- za drzwiami rozległ się głos, który zakłócił mówiącego mężczyznę.
-Otoczcie dom. Ona nie może się stąd wydostać, zrozumiano? Do cholery przyślijcie mi tego cymbała, który nie mógł sobie poradzić z kobietą.
Między ścianą, a szafą była niewielka luka. Wcisnęłam się tam i czekałam.
To on. Nie to nie może być on. Moje serce biło jak szalone. Drzwi się otworzyły.
-Możesz mi wyjaśnić jak ona wydostała się z pokoju, który był strzeżony?
-Jak mówiłem...
-Nie obchodzi mnie to co mówiłeś. Dziewczyna ma tu być do rozumiesz? Albo inaczej sobie porozmawiamy.- Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.
A zatem ktoś w pokoju jeszcze jest.
-Nazywam się Adàn Valdez.- przestraszyłam się na dźwięk tych słów- Tak chciałem zarezerwować bilet na Florydę. Tak dzisiaj. Pierwsza klasa. Tak. Z moją narzeczoną Grace Morgan.
Że co? O boże to on. Jaka ty byłaś głupia myśląc, że dał ci spokój.
Co się ze mną stanie. Przecież nie mogę tak zostawić Liama, co będzie z Emmą, Harrym i resztą zespołu?
Nie możesz się poddawać pomyślałam w duchu. I pod żadnym pozorem nie mogą cię złapać.
-Macie ją znaleźć. Przecież nie mogła daleko uciec!- krzyczał mężczyzna, mogłam się tylko domyślać z kim rozmawiał przez telefon teraz. Tak bardzo bym chciał być przy Liamie. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Nie możesz się poddawać. Po prostu nie możesz.
-Wy już nie umiecie nic załatwić- powiedział mężczyzna. Niedługo po tym usłyszałam trzask otwieranych i zamykanych drzwi.
Ostrożnie wychyliłam się na zewnątrz. Nikogo w pokoju nie było. Odczekałam chwilkę i wyszłam z ukrycia.
Wyjrzałam przez okno i widząc, że nikogo nie ma zaczęłam schodzić z drzewa. Zahaczyłam o złamaną gałąź tym samym rozcinając nogę. Zaczęła lecieć krew.
Zatrzymałam się dopiero w lesie. Zaczęło być ciemno, nie wiedziałam gdzie co jest. Tym bardziej nie chciałam zostać złapana przez zupełnie obcego mi mężczyznę.
W oddali rozległ się krzyk. Starając się iść jak najszybciej mimo bolącej nogi dotarłam nad morze. W takim razie gdzie ja jestem. Wszystko zrozumiałam. To wszystko. To miejsce. Opisywał wszystko w liście. Jestem uwięziona na przeklętej wyspie. Teraz na pewno mnie znajdą. Zaczęłam biec. Czułam pulsujący ból w nodze ale to tylko pomagało w biegu. Ból, zapach, wiatr, tylko to czułam. Zobaczyłam jak w moją stronę zaczęli przybliżać się ludzie. Ze wszystkich stron nawet na morzu widać było paręnaście łódek.
Skąd oni się tu wzięli ? Przecież jeszcze nie dawno nie było tu nikogo oprócz mnie. Przystanęłam. Nie było sensu biec w stronę ludzi, którzy się coraz bardziej zbliżali.
W tej chwili zobaczyłam mężczyznę, który najbardziej przykuwał moją uwagę, a także wielki strach.
Był bardzo przystojnym, barczystym mężczyzną. Czarne włosy sterczały mu na wszystkie strony jak by od dłuższego czasu biegł, oczy jasno brązowe. Zwykły mężczyzna, powiedziałabym ale po jego ubiorze, skłamałabym. Miał czarny garnitur od Giorgio Armani, krawat w czarno, białe paski i eleganckie buty w kolorze garnituru. Uśmiechnął się do mnie.
Wkoło byli sami mężczyźni. Niektórzy trzymali broń na widoku, inni prawdopodobnie trzymali je pod ubraniem.
-Witaj. Widzę, że już poznałaś naszą wyspę- powiedział zbliżając się.
-Ona nie jest moja, a tym bardziej nasza. Wypuść mnie.- powiedziałam z pogardą patrząc mu prosto w oczy. Starałam się ukryć strach ale nie bardzo mi to wychodziło.
-Nie. Nie czytałaś listów? Może się przejdziemy co? Wyjaśnię ci co nieco.
-Nienawidzę cię rozumiesz?
-Ohh- przybliżył się do mnie- Dużo ludzi tak myśli. Chciałem być miły ale jak widzę nawet to cię nie rusza. Mam cię związać czy spokojnie się przejdziemy co? Uwierz nie chcę nic złego ci zrobić ale jeśli będę musiał to to zrobię. Czy ci się to spodoba czy nie.
Zanim zdążył ktokolwiek za reagować, wzięłam ostry kamień, który zobaczyłam wcześniej i przytaknęłam go sobie do gardła.
-I co taki jesteś mądry teraz? Jeśli mnie nie wypuścisz zrobię sobie tym niezłą krzywdę. A podobno tak mnie kochasz.
Mężczyzna nieznacznie kiwnął głową, a ja zostałam przygwożdżona do piachu i zanim się zorientowałam kamienia już nie było.
Ktoś zaczął związywać mi ręce. -Chciałem być miły ale jak widać nie mogę nawet tego zrobić. A uwierz nie wypuszczę cię stąd.- powiedział pochyliwszy się nademną, tak żebym mogła go zobaczyć.
Chłopaki stojący za mną postawił mnie szybko na ziemi.
-Nazywam się Adàn Valdez. Nie znasz mnie ale ja za to znam ciebie.- powiedział powoli uśmiechając się chytrze. Podszedł do mnie i pogładził mnie po policzku. Odwróciłam głowę.
-Nawet nie wiesz ile na to czekałem. Chłopaki zabierzcie ją do domu, jutro wyjeżdżamy.
-Zaraz, jak to? Wypuść mnie do jasnej cholery- łzy zaczęły lecieć mi ciurkiem- Niech on mnie wypuści. Błagam.
-Nie. Nie mam zamiaru znowu cię ganiać po całej wyspie, kochanie.
Mężczyzna stojący za mną popchnął mnie, żebym się ruszyła. Idąc wywróciłam się i wybuchłam płaczem.
Ja chcę do Liama. Chcę poczuć jego dotyk. Chcę usłyszeć jego kojące słowa.
Poczułam dotyk na ramieniu. To Adàn pochylał się nade mną.
-Zostaw mnie.- chciałam jakoś zrzucić jego dłoń ale na nic to się nie zdało.
-Nie. Mike rozwiąż ją- powiedział, po chwili mogłam ukryć twarz w dłoniach.
-Teraz zrobimy tak. Pójdziesz ze mną, ja ci wszystko wyjaśnię albo wrócisz do domu, a wtedy nie wyjaśnię ci nic. Będziesz mogła się tylko domyślać dlaczego ci to wszystko zrobiłem. To jak?
Chciałam zostać jeszcze na świeżym powietrzu ale nie chciałam z nim być. Zostało mi tylko jedno.
-Zostaję tutaj.- powiedziałam.
Zaczęłam się powoli uspokajać. Gdy wstałam, to samo zrobił Adàn. Popatrzyłam na niego. Pochylił się nade mną i kciukami starł łzy.
Gdy chciałam go powstrzymać, pokiwał przecząco głową.
-Nie rób tego.- powiedział. W jego głosie brzmiała groźba.
-Co masz zamiar ze mną zrobić?-spytałam nie patrząc na niego.
-Nadal nie wiesz? Tyle razy ci pisałem w listach.
-Mówiłeś, że mnie kochasz. A przecież to nieprawda.
-Sama nie wiesz co mówisz. Nie znasz mnie.
-Właśnie. Nie znam. Tak samo ty nie znasz mnie...
-Bardzo dobrze cię znam- przerwał.- Nawet nie wiesz jak bardzo. Wiem o tobie wszystko. Poznałem cię kiedyś.
-Nie pamiętam....
-Możesz nic nie mówić?!- powiedział głośno.
Adàn widząc, że mnie przestraszył otulił ramieniem.
-Tylko się nie wyrywaj.
-Dlaczego mnie tak nienawidzisz ?- spytałam.
-Kocham cię.
-Nie, nie kochasz. Co zrobiłam, że mnie tak nienawidzisz? Jeżeli się kogoś kocha nie grozi się jej.
-Kocham Cię ale wiem także to, że jesteś zaręczona z dupkiem, więc na razie będziesz robiła to co ci każe. Rozumiesz?
Gdy nie odpowiedziałam, dłońmi podniósł moją głowę.
-Popatrz na mnie.- powiedział.- No popatrz.
Skierowałam wzrok na niego.
-Tak lepiej.- uśmiechnął się.- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Pokiwałam tylko głową na znak, że rozumiem.
Złapał mnie za rękę, splątał palce z moimi i ruszył przed siebie.
-Poznałaś mnie w szkole.
-Co?
-To. Pamiętasz Liceum?
-Nie przypominam sobie ciebie.
-Oh.. W twoim życiu było bardzo dużo mężczyzn.
-Uważasz mnie...
-Nie, po prostu lubięliśmy być w twoim towarzystwie. Zakochałem się w tobie, a ciebie nie obchodziło to tak bardzo. Więc zacząłem obmyślać plan. Poznałem ciebie od a do z. Całe twoje życie. W tym samym czasie pracowałem, i śledziłem ciebie.
Więcej ci na razie nie powiem.
-Ale...
-Później.
-Nic mi do cholery nie powiedziałeś!- krzyknęłam, odsuwając się od niego- I co teraz się mścisz, że nie potrafiłam ci czytać w myślach? Jesteś żałosny. Jestem zaręczona z Liamem- popatrzyłam na rękę. Nie było go tam- Gdzie jest pierścionek?
-Uważaj na słowa.
-Nie będę na nic uważała, rozumiesz?
Zaczęłam biec. Wiedziałam, że mnie ktoś zaraz złapie ale byłam tak wkurzona i bezsilna, że nie mogłam tak stać i robić co on mi każe.
Usłyszałam siarczyste przekleństwo i kroki biegnącego Adàna za mną.
W tej chwili nie zwracałam uwagi na nic, w każdej chwili mogłam zostać postrzelona przez jednego z ludzi Adàna.
___________________________
Szczerze to nie wyszedł mi ten rozdział... Ale może wam się spodoba.
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńTen cały Adan to jakiś niezły burak i psychol ;/
Szkoda mi Liam'a ... Dopiero co się zaręczył a już mu porwali narzeczoną ... Masakra ;(
Ps. Sprawdź pocztę :)